Od najmłodszych lat słyszałem, że te “prawdziwe święta” spędza się zawsze w rodzinie, z rodziną czy rodzinnie – najlepiej w towarzystwie wszystkich żyjących pokoleń własnego drzewa genealogicznego, które akurat w zbliżające się Boże Narodzenie, symbolicznie przybierze postać choinki. Jako dziecko wyobrażałem sobie, jak bardzo muszą być nieszczęśliwi ludzie, spędzający ten dzień samotnie albo tylko w towarzystwie przyjaciół bądź partnera. Ale czy zawsze tak właśnie jest? Przecież dla niektórych osób, święta są ogromnym stresem, serią niekończących się napięć i konfliktów, przymusem tradycji – powrotem do miejsca i ludzi którzy jako rodzina zawiedli, emocjonalnie zranili. A tutaj “klops” – trzeba być miłym, dzielić się opłatkiem i życzyć sobie “Wesołych Świąt” tylko, że “w środku” już jakoś tak wesoło nie jest… Pozostaje nam jeszcze rozdanie wszystkim prezentów, czyli rola “Świętego Mikołaja” – jako wyraz troski i miłości do osób które powinniśmy tak bardzo kochać – wchodząc w nią, na chwilę zapominamy o bolesnej przeszłości DDA/DDD. Ta rola, tak, jak i inne role z przeszłości, pomaga nam jakoś te święta przetrwać – po raz kolejny udawać, że wszystko w naszej rodzinie jest dobrze.
Rodzina dysfunkcyjna to system, który koncentruje się zazwyczaj wokół jednej, niestabilnie emocjonalnie osobie (nie musi to być wcale alkoholik), najczęściej uzależnionej od pracy, jedzenia, leków, alkoholu bądź narkotyków. Jest to zamknięty dla świata zewnętrznego teatr, w którym nieustannie rozgrywa się ten sam dramat. Każda osoba pełni w nim określoną rolę, sztywno realizując pewien ukryty scenariusz, w którym chodzi przede wszystkim o to, żeby kosztem samego siebie, nic nie zmieniać.
Zły i dobry
Na początku jest “Oprawca” i jego “Ofiara”. Od tego się właśnie zaczyna. W role te wcielają się rodzice i czasami lubią się nimi zamieniać. Bo, gdy ktoś, atakuje słowem, “wylewa” całą agresję psychiczną, to druga osoba może w końcu tego nie wytrzymać i też przekroczyć granicę pomiędzy wyrażaniem własnej złości, a przemocą. Wtedy już nie wiadomo kto jest kim, chociaż gdyby zapytać tych osób, to każdy uważałaby, że odgrywa rolę “Ofiary” tej drugiej.
W mieście pojawia się szeryf
Konflikt pomiędzy rodzicami wprowadza ogromny chaos, w którym ciężko wytrzymać. Poza tym postać “Ofiary” domaga się na scenie rodzinnej wybawcy, aby dramat rodzinny mógł teoretycznie zakończyć się happy endem. “Bohater” to najczęstszy gość mojego gabinetu. Jego rola polega na ratowaniu wszystkich członków rodziny, a w szczególności tego, który wydaje się być postacią “Ofiary”. Jako dziecko “Bohater” zrezygnował z zabawy z rówieśnikami, schował swoje zabawki aby bardzo szybko wydorośleć i stać się “Rodzicem” własnych rodziców. Trafiając do mnie, ma już na swoim koncie niezliczoną ilość batalii o szczęście rodziny, w której się wychował. Nie raz się poświęcał, czy to dla swojego rodzeństwa, czy rodziców, próbując rozwiązywać wszystkie ich problemy, opiekując się, motywując do zmiany, wysyłając na terapię albo wspierając finansowo. “Bohater” próbuje zapanować nad zdezorganizowanymi rodzicami przejmując odpowiedzialność za ich życie – kontroluje wszystko, również samego siebie. Dlatego jako dorosła osoba nie potrafi zaznać spokoju w związku, który jest dla niego źródłem silnego lęku – myśli bowiem, że tam również trzeba nad wszystkim panować i ciągle się poświęcać. Kontrolując samego siebie staje się perfekcjonistą – wzorowym uczniem, a potem takim samym pracownikiem. Broniąc swojej niezależności ucieka w pracoholizm, udowadniając własną samowystarczalność. Tylko raz na jakiś czas, pewna wyparta część, która tęskni za straconym dzieciństwem i bezpiecznym, opiekuńczym rodzicem, nie pozwala zasnąć…
Ukarać winnego
Inną postacią, która przez poświęcanie samej siebie może ratować toksyczny system rodzinny, jest “Kozioł Ofiarny”. “Kozioł Ofiarny” został delegowany do tego, by w imię dobra wszystkich, brać całą winę na siebie. W domu ciągle słyszał, że nie byłoby awantury, gdyby uczył się lepiej, sprzątał pokój, siedział przy stole prosto, spojrzał inaczej… W końcu uwierzył, że tylko on jeden ma i stwarza problem, więc przy najmniejszym konflikcie chętnie “nadstawia drugi policzek”. Z poczuciem wyuczonej bezradności wchodzi w dorosłe życie, gdzie nie chce nikomu przeszkadzać, chętnie “zejdzie zawsze z drogi”, nie “walczy o swoje”, no bo i po co… Pozostaje niezmiennie bierny. “Zatruty” poczuciem winy najprawdopodobniej znajdzie w życiu partnera, który przez dalsze obwinianie “Kozła Ofiarnego” usprawiedliwi sobie własne problemy. Z czasem, w dorosłości, rola “Kozła Ofiarnego” może zamienić się w masochistyczną postać “Ofiary”, która będzie udowadniać, że nie da jej się pomóc, manifestując własne poczucie krzywdy, usprawiedliwiając tym własną bezradność, jednocześnie pozostając w silnej zależności od innych.
Komedia w dramacie
Psychoanalitycy uważają, że mania jest mechanizmem zaprzeczającym ogromnemu, depresyjnemu smutkowi. “Komediant” radzi sobie z cierpieniem panującym w domu, obracając wszystko w żart. Paradoksalnie, jego nadmierna “wesołkowatość” może być odbierana bardzo pozytywnie przez otoczenie. Przez humor próbuje kontrolować rzeczywistość i rozładowywać rodzinne napięcia. Bardzo często sam z siebie “robi pośmiewisko”. Jako dorosła osoba, próbuje dalej zaprzeczać swojemu smutkowi i łatwo sięga po alkohol lub narkotyki.
Nie ma mnie – nie ma problemu
Z ogromnym konfliktem czy chaosem rodzinnym można sobie poradzić w jeszcze inny sposób – po prostu zniknąć. “Duch” stara się być niewidzialny dla pozostałych domowników – pierwszy wychodzi i ostatni przychodzi do domu, starając się w nim spędzać jak najmniej czasu. Nie angażuje się w życie rodziny, unika wszystkich i zamyka się we własnym, wewnętrznym świecie. Właściwie to unika nawet samego siebie, chce uciec od wszystkiego co sprawia ból – we własną fantazję, inną niż domowa rzeczywistość… Z tej fantazji niestety, będzie mu trudno w życiu dorosłym zrezygnować i powrócić do realności.
Scenariusze życiowe dostajemy w pewnym sensie “w prezencie” od rodziny w której wzrastaliśmy. Nieuświadomione i nieprzepracowane terapeutycznie, skrycie wpływają na nasz los i są przekazywane dalej, jako “prezent” dla naszych dzieci. Święta to zawsze szczególnie trudny czas dla rodziny dysfunkcyjnej – wszystkie tłumione urazy i konflikty narastają. Nie raz, właśnie w tym okresie dochodzi do najbardziej dramatycznych scen i eskalacji psychicznej oraz fizycznej agresji czy przemocy. Biorąc odpowiedzialność za własną traumę, to od nas zależy, czy symboliczne łamanie się opłatkiem z własnymi dziećmi, będzie dla nich w przyszłości symbolem miłości i dobra, czy “złamanej” osobowości i straconego dzieciństwa.
Pozwolę sobie jeszcze dopowiedzieć, że jedna osoba, w różnych okresach życia, może pełnić naprzemiennie pewne role – w zależności od potrzeby.
Dziękuję Ci za ten wpis, bo gdy go czytałam uświadomiłam sobie, że wracając do rodziców (zmusiła mnie sytuacja życiowa) znowu weszłam w jakąś rolę. Teraz tylko muszę odnaleźć odpowiedź na pytanie: którą?
Oczywiście, ma Pani rację – może być jedna osoba i kilka ról. Natomiast, czy ważne jest dla Pani wiedzieć, w jaką rolę Pani wchodzi wobec rodziców, czy chodzi bardziej o poszukiwanie własnej, utraconej przy nich tożsamości ? Pozdrawiam.